Azymut: mistyczna Przysietnica

Sprawdzanie nowej trasy biegowej, dla Społeczności Akademii Bosego Wirusa, zaniosło moje stopy na starosądecki rynek.

W porównaniu do treningów prowadzonych raz w miesiącu w Starym Sączu, w których uczestniczą Osoby dopiero rozpoczynające biegową przygodę, tym razem długość planowanej trasy została znacznie wydłużona, aż do 15 kilometrów.

źródło: Garmin Connect

W drodze na cmentarz

Pierwszy kilometr to tradycyjne zwiedzanie wąskich uliczek, które zaprowadziły mnie na lokalny cmentarz. Nie znaczy to, że „kondycja mi padła” i tam „wylądowałem”, lecz po prostu fizycznie znalazłem się przy jego murach.

Trochę terenu

Za wspomnianym miejscem rozpoczął się drugi kilometr treningu. Dlaczego o tym wspominam? Czyżbym opisywał trasę kilometr po kilometrze? Nie. Zwracam uwagę na ten fragment ścieżki, gdyż prowadziła ona między polami, tzw. terenem, co było miłym urozmaiceniem oraz masażem dla stóp.

Nacieszyć oko

Z racji wieczorowej pory, w której to rozpocząłem trening, mniej więcej przez połowę dystansu, czyli do wbiegnięcia do Przysietnicy, mogłem podziwiać okoliczne pasma górskie. Trasa choć pokryta asfaltem, częściowo wiodła również między polami i zabudowującymi się łąkami. Cisza, spokój, zapadający zmrok potęgowały urok kontemplacji lokalnej przyrody (czego tak naprawdę nie oddają poniższe zdjęcia, które są tylko namiastką tego co mogłem zobaczyć „na żywo”).

Mistycznie

Nie przesadzę, iż wbiegając do Przysietnicy, poczułem w otaczającej mnie przestrzeni i długim oświetlonym przede mną tunelu, stworzonym przez przydrożne lampy, pewną mistykę sytuacji, w której się znalazłem: dookoła spokój, bieg nocą bez „żywego ducha” na ulicy (z małymi wyjątkami), w zupełnie nieznanym wcześniej miejscu.

Przez moment ogarnęło mnie przenikające uczucie tajemniczości, ale nie lęku (zmieszane z radością odkrywcy) i zdania się na niewidzialną siłę, rękę, która prowadziła mnie w nieznane. Tak, w takiej chwili człowiek zastanawia się czy jest w tej przestrzenni sam, czy jednak cały czas Ktoś nad nim czuwa.

p.s. wcale nie trzeba daleko jechać w miejsca kultu, medytacji, stać się na jakiś czas mnichem, czy mniszką, aby doświadczyć czegoś głębokiego, czego „ot tak” nie da się w pełni wytłumaczyć. Tak naprawdę nie wiemy, kiedy „to” się wydarzy i przejdzie z naszej podświadomości do świadomości, zapisując się na karcie naszego życia.

Za zakrętem stali

Na moment kończą się latarnie i drogę, którą podążam spowija mrok, rozświetlony dopiero po włączeniu latarki.

Mijam drogowskaz wskazujący koniec Przysietnicy i dobiegam do kolejnego, zwiastującego początek granic administracyjnych Moszczenicy Wyżnej. Piszę o nim dlatego, iż widnieje przy nim znak ograniczenia prędkości i w duchu żartuję sam ze sobą, że teraz trzeba zwolnić 😉

Nawet nie spodziewałem się jak prorocze mogą być te słowa, gdyż wybiegając zza zakrętu i dobiegając do szczytu krótkiego, acz mocnego podbiegu muszę… przejść do marszu. To za przyczyną szwendających się psów, które zainteresowały się moja osobą. Ludzie szanujmy się nawzajem i pilnujmy swoich czworonożnych pupilów. Niech myśl wypowiedziana przez „Małego Księcia”:

Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś

stanie się życiowym mottem naszych działań, pozwalając cieszyć się zdrowiem, każdemu kto spotka na swojej drodze psich kompanów.

To już jednak temat na oddzielny wpis.

Zwiadowcy

O jednym przyjemnym uczuciu już pisałem. Teraz pora je zrównoważyć.

Uwierzcie na słowo, iż to bardzo dziwne i nieprzyjemne uczucie (choć z czasem zaczynasz go traktować z mikro uśmiechem – czyżby reakcja obronna organizmu na niepokój?), gdy biegniesz przez „opuszczoną” (czytaj, pozamykaną już w swoich domostwach) wieś, momentami w mroku, czy półmroku, a zewsząd zostajesz otoczony przez chaos, począwszy od odgłosów szczekania za Tobą, które jak wezbrana woda, potęgują się, by w szybkim tempie, następie Cię wyprzedzić. Ciszę, do której zdążyłeś już przywyknąć i się z nią oswoić, przeszywa coraz głośniejszy psi język, budzący ospałą miejscowość i zdający się wołać:

Uwaga, uwaga, mięsko biegnie 🙂

Dwa akcenty

Dalsza część treningu minęła już w miarę spokojnie (wyłączając jeszcze jeden psi akcent przy wbiegnięciu do Starego Sącza).

Pozytywną niespodzianką była jeszcze czynna remiza strażacka (w Moszczenicy Niżnej), którą „ogarniali” Druhowie.

Co w nogach, to moje

Tyle opowieści. Jeden trening, a trochę na nim się działo. Dystans, który „wszedł w nogi” już na wstępie poznaliście, pora, więc na jej profil. Proszę bardzo, częstujcie się 🙂

źródło: Garmin Connect

2 Komentarze

  1. Z wielką przyjemnością i lekkim przerażeniem (dot. psich wątków) przeczytałam, przy porannej kawce, Twoją biegową relację. Cieszę się, że odnalazłeś Swoją pasję i „z uporem maniaka” się realizujesz 😀
    Powodzenia Karolu, w sercu i w stopach! 😉
    Pozdrawiam!

    • Dziękuję Asiek za „dogłębną” lekturę tekstu oraz za słowa wsparcia 🙂 Tobie również, z serca życzę, odnalezienia swojego „ja” 😉 z serdecznym pozdrowieniem, przesyłam pozdrowienia 🙂 Karol BOSY WIRUS Trojan

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*