Radziejowa wieczorową porą

Szybka akcja

Taką właśnie była, propozycja spędzenia sobotniego popołudnia i wieczoru w zimowych objęciach Radziejowej – królowej Beskidu Sądeckiego. Jako, iż ze względu na porę wyruszenia na szlak, wiedzieliśmy, że nie będziemy mogli podziwiać roztaczających się po drodze widoków, na zachętę ukazaliśmy je w poście, zapraszającym do dołączenia do wspólnego treningu przed zmaganiami, czekającymi na nas, podczas „Hipnij na Kozie Żebro”.

Mickiewiczowska zagadka

Cisza, spokój i kopny śnieg – tak to wyglądała nasza wędrówka, która była dla nas zagadką, począwszy od postawienia pierwszego kroku w ryterskiej Małej Roztoce, aż do „przybicia piątki” pod wieżą na Radziejowej.

Idealnie klimat wieczorno-nocnej eskapady oddaje pytanie z „Dziadów” Adama Mickiewicza:

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, Co to będzie, co to będzie?

Jednakże nie było w nas lęku, lecz zastanawialiśmy się jak wysoko pozwoli nam dotrzeć „Matka Natura” i czy uda nam się pokonać w tych warunkach całą zaplanowaną trasę.

Tak niewiele potrzeba

Radziejowa nie Olimp, a jednak, kilkakrotnie mogliśmy się poczuć jak greccy bogowie. Kto chodzi po górach, ten zapewne zna ten smak. Smak prostych „rzeczy”, przysmaków, które w górskim klimacie smakują dużo lepiej niż na „nizinach”. W zimowej scenerii, przy ciałach owiewanych zimnym wiatrem, nogach zapadających się w białej materii, zwyczajna herbata zyskuje miano nektaru, a cukierek, czy też ciastko, „stają” się ambrozją, dającą „nieśmiertelność”.

Brzechwa po sądecku

Grzesiek i Karol w jednym stali domu, Grzesiek na górze (na wieży), a Karol na dole (pod nią).

Debiutant na Radziejowej

Po raz pierwszy w życiu Grześka, Radziejowa ukazała mu swe oblicze, gdyż to właśnie podczas tego konkretnego treningu, jak odkrywca nieznanego lądu, postawił on swoje stopy na najwyższym szczycie Beskidu Sądeckiego.

Brawo Grzechu! Brawo za debiutancie wejście i to w dodatku zimą! Brawo!

Kto tak się czai?

Nie licząc napotkanego jeszcze „na dole” turysty oraz dwóch śmiałków na samym szczycie Radziejowej, w leśnej głuszy, spotkaliśmy m.in. królową śniegu wraz z jej poddanymi 🙂

Powrót z niespodzianką

Kończysz wycieczkę i już myślami jesteś w domu, a tu na ostatnich metrach, które dzielą Cię od wskoczenia w „domowe pielesze”, drogę przekracza Ci… bóbr!

Jak najdziwniej zakończył się Twój powrót do domu?

Śmiało napisz w komentarzu, jakie atrakcje, czy też niespodzianki, zakończyły kiedyś Twój trening, powrót z wycieczki, itp.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*