Relacja Grzegorza Sowy, którą poniżej przeczytasz, wygrała konkurs na „Najciekawszą relację z „Rusztowania i szalunki ADAMEK I Maratonu wokół Jeziora Rożnowskiego””.
Grzegorzu, jeszcze raz serdecznie Ci gratulujemy zwycięstwa i nagrody (https://maratonroznowski.pl/o-tak-znalezlismy-pisarza/) oraz dziękujemy za podzielenie się swoimi wrażeniami z udziału w biegu.
Zatem, jak zaczyna swoją relację Grzegorz, „przeżyjmy to jeszcze raz”.
Co ja tutaj robię?
Na początek należ zadać sobie pytanie skąd się tam wziąłem? Otóż nie mogło mnie tam zabraknąć z wielu powodów. Jednak jednym z najważniejszych była lokalizacja biegu. Mieszkam po drugiej stronie jeziora w Gminie Łososina Dolna, jednego z partnerów biegu, więc jak tylko dowiedziałem się, że prawie u mnie organizowany będzie bieg, bez dłuższego zastanawiania się zapisałem się na listę startową, dokonałem opłaty i pozostało tylko pełne emocji oczekiwanie na ten dzień, czyli niedzielę 18 lipca 2021 roku.
Doczekałem się
Niedzielny poranek zaczął się dość wcześnie. Budzik zadzwonił o 5.40. Wstałem od razu, bez “standardowej” 5-cio minutowej drzemki. Zrobiłem sobie pożywne śniadanie, gdyż wiedziałem, iż „Maraton wokół Jeziora Rożnowskiego” to nie będą lekkie zawody. Spakowałem się i ok. 6.30 wyjazd z domu.
Zabrałem ze sobą dwa warianty odzieży, uzależnione od warunków pogodowych: bez opadów oraz możliwe opady deszczu, gdyż jak mówi norweskie przysłowie “Det fins ikke dårlig vær, bare dårlige klær”, czyli: “nie ma złej pogody, natomiast są tylko źle dobrane ubrania”.
Na miejscu pojawiłem się ok. godziny 7.00, zaparkowałem samochód i udałem się do biura zawodów. Odebrałem pakiet wraz z numerem startowym i tu w głowie pojawiły się pierwsze przemyślenia – numer startowy 9, więc pasowałoby się na mecie zameldować w pierwszej dziesiątce.
Pogoda na niedzielę okazała się łaskawa, po burzach w tygodniu oraz sobotnim upale temperatura była dobra, w granicach 20ºC, wilgotność powietrza po opadach deszczu była duża, ale do zniesienia. Ze względu na wspomniane opady deszczu wahałem się nad wyborem butów, asfaltówki czy buty trailowe, gdyż trasa biegu prowadziła przez różne nawierzchnie. Na korzyść butów do biegania po asfalcie przemawiała zdecydowanie amortyzacja, na korzyść drugich przyczepność poza asfaltem. Mając na uwadze, iż część trasy wyznaczona została po ścieżkach leśnych i łąkach, zdecydowałem się na buty trailowe z dobrą amortyzacją. W przypadku okrycia wierzchniego postawiłem na wersję bez opadów: spodenki oraz ulubiona koszulka.
Zaczęło się
Nieuchronnie zbliżała się godzina 8.00, więc standardowo rozgrzewka, aby organizm nie doznał szoku zaraz po starcie i nie przytrafiła się niepotrzebna nikomu kontuzja. Chwilę przed startem szybka odprawa, kilka zdań pokrzepienia od Wójta Gminy Gródek nad Dunajcem Pana Józefa Tobiasza i wszyscy ustawiliśmy się na starcie. Bieg wystartował o godz. 8.00 i rozpoczęła się zasadnicza rozgrywka.
Ku zaporze
Na początek w miarę płaska przyjemna trasa przez centrum malowniczego Gródka nad Dunajcem, położonego na wschodniej części Jeziora Rożnowskiego, wzdłuż drogi wojewódzkiej 975, następnie na rondzie w stronę Rożnowa i po chwili pierwszy podbieg, na szczycie którego zlokalizowany był pierwszy punkt odżywczy. Z racji tego, iż był on zlokalizowany na ok. 8. km trasy, szybko zabrałem tylko banana i pobiegłem dalej.
Rozpoczął się pierwszy zbieg, najpierw asfaltem, a po chwili ostry zakręt w lewo i ścieżką niebieskiego szlaku do kładki pieszo-rowerowej na Dunajcu. Na zbiegu okazało się, że buty trailowe to był strzał w dziesiątkę. Trochę rozmiękczona opadami deszczu ścieżka sprawiała problemy biegaczom, którzy wybrali typowo asfaltowe obuwie, a u mnie noga dobrze trzymała podłoża i udało się wyprzedzić kilka osób na tym krótkim odcinku w dół.
Przebiegając przez kładkę po obu jej stronach rozciągała się wspaniała panorama Dunajca, jednak ze względu na wyścig niestety nie było czasu na podziwianie widoków. Na końcu nawijka i bieg wałem w kierunku zapory, dzięki której powstało jezioro. Kawałek przed zaporą, trasa prowadziła drogą leśną, gdzie po lewej stronie rozciągała się zapora. Przypomniały mi się wtedy czasy studiów, gdzie po trzecim roku, podczas obowiązkowej miesięcznej praktyki, zapoznałem się z systemem pracy elektrowni wodnej powstałej podczas budowy zapory. Udało mi się wtedy także zwiedzić cały kompleks, który nie jest dostępny dla osób postronnych.
„Spotkanie” z Janem Stachem i Jego mostem
Jak to bywa drogi leśne są w różnym stanie, zwłaszcza mając na uwadze warunki pogodowe oraz możliwe prace związane ze ścinką z zrywką drzew, prowadzone przez leśników. Tak też okazało się z tym odcinkiem, najprawdopodobniej w tygodniu poprzedzającym bieg takie prace były prowadzone, gdyż miejscami droga pokryta była grubą warstwą błota. Po trochę ponad kilometrze droga już była utwardzona, aż do ok. 33. kilometra, ale o tym później.
Jeszcze kawałek pod górkę i później przez Tabaszową w dół do mostu Stacha, po drodze mijając drugi punkt odżywczy, na którym już się zatrzymałem i uzupełniłem spalone kalorie. Podczas zbiegania udało mi się dogonić kilka osób które “uciekły” mi na podbiegu pod Tabaszową.
Most Stacha to kamienny most, który został wybudowany własnoręcznie przez jednego człowieka, pierwszy raz byłem tam, kiedy miałem ok. 10 lat, więc kolejne wspomnienia, nie tylko te sprzed miesiąca.
W domu
Od mostu Stacha kolejna wspinaczka, jednak ta była krótka, i kolejny zbieg w kierunku Znamirowic, podbieg w kierunku Tęgoborzy. Po lewej stronie rozciągała się wspaniała panorama na Jezioro Rożnowskie oraz Tęgoborze i Białąwodę, a po drugiej stronie Zbyszyce i Sienną.
Przebiegając przez Tęgoborze byłem już u siebie, znając prawie każdy fragment trasy. Dobiegłem do trzeciego punktu odżywczego, gdzie uzupełniłem zasoby energii. Po trasie spotkałem kilka znajomych twarzy, a na przykościelnym parkingu kibicowali mi rodzina i znajomi, dzięki którym nabrałem nowej mocy na dalszą część trasy, gdyż był to dopiero 22. kilometr zmagań.
Dalej trasa wzdłuż krajowej 75-tki do mostu w Kurowie. W związku z budową nowego mostu na Dunajcu przed starym mostem była zwężka na drodze i ruch wahadłowy. Przy okazji mijaliśmy wielu bardzo pozytywnych ludzi, którzy dopingowali wszystkich biegaczy.
„Wisienka na torcie”
Następnie w Kurowie trasa odbijała w lewo w kierunku Dąbrowy z mocnym podbiegiem do DW975. Później, kawałek wzdłuż drogi wojewódzkiej z odskokiem przez łąki i pola i z powrotem na DW do hotelu Heron Live, gdzie trasa biegu odbijała z drogi asfaltowej do lasu.
Przy parkingu hotelu zlokalizowany był ostatni punkt odżywczy na trasie, w bardzo dobrym miejscu, gdyż jak już wspomniałem, trasa zmieniła się na ścieżkę leśną wraz z mega ostrym podejściem, najostrzejszym i najbardziej wymagającym na całej trasie.
Po zakończeniu tego ciężkiego fragmentu trasy oczom ukazała się panorama Siennej. Trasa prowadziła przez tereny prywatne i lokalne drogi, dzięki czemu co chwilę było słychać doping i słowa motywacji od mieszkańców. Taki odcinek trasy mimo iż bardzo wymagający biegło się bardzo przyjemnie.
Ostatni kilometr trasy rozpoczął się od bardzo stromego i trudnego technicznie zbiegu, nachylenie terenu momentami sięgające 45º, dodatkowym utrudnieniem były wystające korzenie, błoto, luźne kamienie oraz ok. 40 km w nogach, ale że bardzo lubię zbiegi, nie stanowiło to ogromnego problemu. Po pokonaniu tego odcinka, pozostał już tylko finisz do mety, gdzie czekał mnie upragniony medal.
Upragniona meta
Na mecie zameldowałem się jako szósty zawodnik, bardzo zadowolony z wyniku, który osiągnąłem. Oprócz medalu bardzo dobrze wyposażona strefa mety, woda i inne napoje, nie zabrakło również jedzenia od owoców, przez słodycze, po kanapki.
Dodatkowo zaraz po biegu była możliwość odświeżenia się, w Gminnym Ośrodku Kultury w Gródku nad Dunajcem serwowali pyszny makaron z jogurtem. W pakiecie startowym znalazł się również bon na ciepły posiłek – grochówkę. Można sobie zażartować, że na trasie, mecie oraz po biegu pochłonąłem więcej kalorii, aniżeli spaliłem w trakcie zawodów.
Wielkie podziękowania należą się za wyposażenie punktów odżywczych oraz wspaniałą obsługę na nich i wielki doping wolontariuszy, gdyż w dużej mierze, to dzięki nim biegi zostają zapamiętane.
Do miłego zobaczenia
Pierwsza edycja „Rusztowania i szalunki ADAMEK I Maraton wokół Jeziora Rożnowskiego” jest już za nami. Mam wielką nadzieję, że w przyszłym roku odbędzie się kolejna edycja. Już nie mogę się doczekać i szykuję formę. Do zobaczenia za rok.
fot. główna: Jakub Belski
Dodaj komentarz